Dzięki Klarce przypomniała mi się zabawna historyjka.
Rozmowa u Klarki dotyczyła różnych dziwnych sytuacji damsko-męskich w obrębie rodziny i w komentarzach pojawiły się zabawne opowieści.
Mój tata bardzo młodo został ojcem i gdy ja już byłam nastolatką, co niektórzy nie wiedzieli czy jestem córką, czy może bardzo młodą, zbyt młodą partnerką tego młodego i przystojnego mężczyzny. Tato był żartownisiem i niejednokrotnie robił sobie jaja w takich sytuacjach.
Każdego tygodnia chodziliśmy razem na zakupy do Hali Targowej, a musicie wiedzieć, ze tamta hala bardzo różniła się od tej obecnej na niekorzyść tej nowej, wyremontowanej.
I tu troszkę historii, która nie ma jednak wpływu na anegdotkę.
W starej Hali stoiskami były sklecone prowizoryczne stragany, często zbudowane ze skrzynek po jabłkach, na tych skrzynkach czasem leżały jakieś sklejkowe blaty. Tak było w centrum od początku aż do końca, a z tyłu Hali i pod jej obu bocznymi ścianami kupcy mieli porozstawiane wielkie jutowe worki z ziarnami, mąką, kaszami, ziemniakami i prosto z nich pakowali towar. To tu było najwięcej wróbli i gołębi, które podkradały jedzenie i tu też było najwięcej kotów, które z kolei polowały na te ptaki.
Z przodu, ale na bocznych alejkach siedziały kobiety przyjeżdżające z okolicznych wsi sprzedając jaja, sery zapakowane w lniane ściereczki, masło w blokach pakowane w pergamin, śmietanę i mleko, które nabierały z wielkich kanek i przelewały do kanek klientów. Inne oferowały sezonowe warzywa, kury i kurczaki. Zupełnie pod ścianą znajdowały się stoiska rzeźników, na samym końcu były kwiaciarki. Na piętrze znajdowały się stoiska z odzieżą, kożuchy, jakieś tekstylia, koce, garnki, narzędzia i inne dobra. Głównie przed świętami pojawiały się produkty delikatesowe, które pochodziły z paczek z Zachodu, lub za sprawą operatywności ówczesnych sprzedawców, czytaj układów w różnych PSS Społem. Tymi poszukiwanymi i luksusowymi dobrami były pięknie pakowane kawy, słodycze, bakalie i południowe owoce. Stoiska były oświetlone żarówkami zwisającymi z kabli, nie było ogrzewania, więc zimą sprzedawcy byli opatuleni na cebulkę, rozgrzewając się sprzedawaną przez inne handlarki herbatą, kawą, czy domowymi wyrobami typu pierogi, gołąbki, bigos czy zupy. Niejednokrotnie je tam jadłam i daj bóg, by takie jedzenie było obecnie do kupienia. Pod halę podjeżdżały dostawcze samochody ciężarowe, ale i wozy zaprzęgnięte w konie. Tego klimatu, tego zapachu nie zapomnę nigdy i bardzo za nim tęsknię. Hala Targowa to piękny przykład architektury secesyjnej co widać na poniższych zdjęciach. Na niezwykle nowoczesnym, jak na tamte czasy - lata 1906-1908, żelbetonowym szkielecie został wybudowany budynek nawiązujący do neogotyku. Co ciekawe, wybudowano jednocześnie niemal identyczne 2 hale, a miały powstać jeszcze dwie, ale wojna nie pozwoliła zrealizować tych planów. Niestety w 1973 roku drugą halę wyburzono, co uważam za absolutny skandal.
wejście główne plus północna część budynku
wejście tylne plus południowa strona budynku
wejście główne po remoncie
stoiska po remoncie, niestety nigdzie nie mogłam znaleźć zdjęć wnętrz starej hali
wyburzona Hala przy ul. Kolejowej
Po wojnie została odbudowana, ale z uwagi na ówczesne skromne środki oczywiście było to zrobione dość zgrzebnie i oszczędnie, dopiero teraz po kolejnym remoncie Hala wypiękniała jako budynek, jednak z jej klimatu nie pozostało nic i tak jak kiedyś kupowało się tu tani i bardzo świeży towar "prosto od chłopa", bo to było głównym powodem dokonywania tu zakupów, teraz jest tylko czysta komercja i ceny przyprawiające o zawrót głowy np. kapelusze prawdziwków po 90 zł za 10 dkg.
Obecnie powróciła moda na oldschoolowe wnętrza, na PRL i do hali powróciły tanie bary dla okolicznych studentów, których dizajn nawiązuje do tamtych czasów. Ponoć powstają inicjatywy, by ten budynek znów był miejscem takim, jakim pamiętają go starsi wrocławianie. Faktem jest, że wybór towaru jest tam bardzo duży, wiele też ekologicznej żywności, ale moim zdaniem za mało produktów z pierwszej ręki, za mało bazaru, za dużo eleganckich spożywczych butików.
tu trochę historii klik
klik
Ale do brzegu, jak mówi Klarka.
Kiedyś podczas zakupów, które robiłam z tatą, jakaś sprzedawczyni zapytała- niech może żona wybierze ?, zaczęliśmy się z tata bardzo śmiać. Tata nawet był troszkę zażenowany, ale następnym razem kazał mi zwracać się do siebie po imieniu, co z radością robiłam i mieliśmy niezły ubaw, gdy te kobiety szturchały się nawzajem pokazując sobie nas. W sumie można się było pomylić, bo on wyglądał i był bardzo młody, a ja już byłam nastoletnią piętnastoletnią pannicą. Wiele lat później, gdy tata był już dziadkiem, to dla żartów też gdzieś idąc z nim znów zwracałam się do niego po imieniu, przypominając mu tamte czasy. Może różnica między nami była już bardziej widoczna, ale nie takie to różnice widzimy na co dzień i nikogo to już nie dziwi.
Dziś nie ma już taty, tamtej hali też nie , ale wspomnienia są wciąż żywe i bardzo mi bliskie.
sonic