Staram się, no kurczę, staram się uspokoić, ale nie potrafię.
To co
się dzieje w polityce, ogrom zniszczeń i gwałtu na demokracji jakich dopuszcza
się nowy rząd nie daje już właściwie złudzeń, Polska spada w przepaść.
Podważane są wszystkie wartości jakie wypracowaliśmy, TK jest sparaliżowany , a Kaczyński oświadczył wczoraj, że żaden wyrok TK już nie będzie publikowany.
Sprytnie go sparaliżowano ilością 13 sędziów, gdy mamy 12 prawnie
zasiadających. Biorą wszystko- media, służby cywilne, konie, lasy, ziemie
rolników.
Od
wczoraj jest akcja na FB- Ratujmy Trójkę, bo oczywiście sięgnęli i po nią- zwolnili red. Zborowskiego i Sosnowskiego.
Bezczelnie pokazują nam, że nic nam nie zostawią, nie zostawią radia , na
którym wychowały się miliony Polaków i co tu dużo mówić, radia skupiającego inteligentnych ludzi, którzy mieli przyjemność obcować z najlepszymi dziennikarzami.
Ciekawe kiedy wyrzucą Manna, Bugalskiego, Orzecha, Niedźwiedzkiego czy Kubę Strzyczkowskiego od "za,a nawet przeciw" ?
Na
stronie tejże zgwałconej Trójki znalazłam tekst, który daje dużo do myślenia:
(cytuję w całości z
odnośnikami) :
"Jaki związek ma edukacja
humanistyczna z demokracją?
- Znajdujemy się w samym środku
kryzysu o niespotykanych rozmiarach
i śmiertelnie poważnym,
ogólnoświatowym znaczeniu - twierdzi Marta C. Nussbaum,
wybitna uczona, filozof
polityki i prawa.
Nie, nie chodzi tu bynajmniej o kryzys finansowy,
który rozpoczął się w roku 2008. Mam na myśli kryzys, który pozostaje niezauważony,
niczym nowotwór; kryzys, który na dłuższą metę będzie miał dla
demokratycznej samorządności o wiele gorsze skutki. To światowy kryzys
edukacji - przekonuje Amerykanka, która wydała niedawno książkę "Nie
dla zysku. Dlaczego demokracja potrzebuje humanistów?".
Łukasz Pawłowski - tłumacz tej publikacji - podkreśla,
że to mocna teza i dodaje, że zdaniem Marthy C. Nussbaum wspomniany kryzys
ma dwie poważne konsekwencje: nauki humanistyczne uznawane są za
nieopłacalne, a demokracja liberalna, w jakiej żyjemy, zaczyna umierać.-
Humanistyka to nauka myślenia, rozumienia drugiego człowieka, postawienia się w
jego sytuacji,zrozumienia jego położenia. Ostatecznie przecież wszyscy musimy
się dogadać, żebyśmy mogli funkcjonować w systemach demokratycznych - przekonuje
gość Trójki.
Z kolei Marcin Kula - historyk i wykładowca akademicki
- mówi, że chociaż jest za obecnością
humanistyki w nauczaniu, ma mieszane uczucia po
przeczytaniu książki Amerykanki. -
Wydaje mi się, że autorka upraszcza. Podstawowym
problemem nie jest to, że kształcimy za mało
humanistów, a raczej to, gdzie ich zatrudnić -
podkreśla profesor i zaznacza, że "mobilizowanie
młodych ludzi do refleksji w systemie
pedagogicznym nie przechodzi". - Programy nauczania są za
bardzo obciążone, poza tym wszystko zmierza w
kierunki standaryzacji - dodaje Marcin Kula.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? A może demokracja
wcale nie potrzebuje humanistów?
Zapraszamy do wysłuchania nagrania audycji.
***
Goście: prof. Marcin Kula (Akademia Teatralna im.
Aleksandra Zelwerowicza),
Łukasz Pawłowski ("Kultura Liberalna",
tłumacz książki Marthy C. Nussbaum)
Data emisji: 16.03.2016
Godzina emisji: 21.08
I
tak sobie myślę – komu ma dać do myslenia? Do kogo ma on dotrzeć?
Ci,
którzy go zrozumieją w sumie nie są jego adresatami. Do urzędników, ministrów
edukacji i kultury, władz, mediów ? Pewnie tak, ale nie dzisiaj, nie do tej
"dobrej zmiany" Upada nasza cywilizacja, paradoksalnie właśnie dzięki
zdobyczom cywilizacyjnym.
Statystyki
czytelnictwa w Polsce są tragiczne, w krajach rozwijających się jeszcze gorsze.
Na Zachodzie dużo lepiej, ale i tak jest bardzo źle, bo młodzież opiera swoją
płytką wiedzę na szczotkowych niusach z FB czy stron w necie.Wspólne rodzinne
rozmowy z rodzicami, dziadkami praktycznie umierają, wypierane stukaniem w
tableta czy srajfona. Program nauczania skupia się na produkowaniu ludzi dla
przemysłu, marketingu zarządzania. Tylko szaleniec wybiera filologię,
socjologię, filozofię, kulturoznawstwo, bo jak z tego żyć ???
Produkujemy
za to hejterów, trolli, zawistnych frustratów- ten przemysł ma się dobrze, ba!
rośnie w siłę.
Przeczytałam
też tekst Anne Applebaum udostępniony przez Andrzeja Saramonowicza:
Amerykańska pisarka i
publicystka Anne Applebaum napisała w grudniu 2015 roku tekst - na pierwszy
ogląd niepozorny - który w moim mniemaniu jest jednym z najważniejszych, jakie
ostatnio powstały w nadziei odczytania powodów tąpnięć współczesnego świata.
Według Appelbaum entropia
cywilizacji (w tej formie, jaką ciągle za cywilizację uznajemy) dokonuje się
dziś nie na polach bitew, ale w internecie, na poziomie słów i ich znaczeń, za
przyczyną egalitarnej pandemii bleblania.
___________
"Dyrektor generalny
Facebooka Mark Zuckerberg oznajmił, że chce rozdać 45 miliardów dolarów. Jestem
pewna, że przydadzą mu się rady, jak je wydać. Oto moje: powinien je
wykorzystać, aby odrobić straszliwe szkody wyrządzone demokratycznej debacie i
cywilizowanej dyskusji na całym świecie.
Słabe demokracje są najbardziej
podatne na przekleństwo Facebooka. Ostatnio brałam udział w spotkaniu ekspertów
pracujących w krajach uczestniczących w konfliktach. Byli zgodni: odbudowa
narodu - dowolnego, czy to w Libii, czy to w Timorze Wschodnim - wymaga
stworzenia ram narodowej debaty. Przywódcy stron muszą co najmniej uzgodnić,
dlaczego postanowili zaprzestać walki i co się będzie dziać dalej. Następnie
muszą przekazać te uzgodnienia zwolennikom. Jeżeli nie uda się tego zrobić - bo
nie ma mediów głównego nurtu, bo Facebook przedstawia sprzeczne wersje prawdy -
pokój nie będzie możliwy.
Biedne demokracje są równie
narażone. W krajach, w których nie funkcjonują niezależne media sprawdzające
fakty (bo są zbyt drogie, bo internet zniszczył rynek reklam, bo rządy
wywierają presję na dziennikarzy), znika też możliwość cywilizowanej rozmowy.
Jeżeli w różnych miejscach w sieci pojawiają się odmienne wersje zdarzeń;
jeżeli nikt nie potrafi uzgodnić, co się naprawdę wczoraj stało; jeżeli
podrobione, zmanipulowane albo kłamliwe sieci informacyjne są wspomagane przez
tłumy trolli internetowych, to teorie konspiracyjne - czy to skrajnej lewicy,
czy to skrajnej prawicy - nabiorą takiego samego znaczenia jak rzeczywistość.
Bogate demokracje nie zdawały
sobie sprawy, że szybko staje się to też ich problemem. Ilekroć opisywałam w
Londynie czy Waszyngtonie zanikanie faktów i rozrost fantazji internetowych,
odpowiedź była wyrazem samozadowolenia: jakie to straszne dla tych wszystkich
ludzi w Tunezji czy na Słowacji, ale "to nie mogłoby się zdarzyć tutaj".
A jednak może się zdarzać; Donald Trump twierdził, że "tysiące"
muzułmanów w New Jersey wiwatowało z powodu zniszczenia WTC, a tysiące
komentatorów na Facebooku i gdzie indziej pospieszyło w jego obronie. Nieważne,
że wiwatów nie było; można teraz żyć w wirtualnej rzeczywistości, w której
kłamstwa Trumpa są uznawane za prawdę ukrywaną przed masami.
Ci, którzy nie żyją w świecie
Trumpa, mogą oczywiście znaleźć rozwiązania alternatywne. Ali Amin, nastolatek
z New Jersey, tak zachwycił się światem dżihadu online, że "pochłonęła go
walka wirtualna, przy odłączeniu się od tego, co prawdziwe". Skończyło się
to dla niego wyrokiem 11 lat więzienia za materialne wspieranie grupy
terrorystycznej. Takie doświadczenia nie ograniczają się do zwolenników dżihadu.
Każdy, kto spędza jakiś czas w alternatywnych światach, do których trafia się
za pośrednictwem Facebooka albo Twittera, codziennie może napotkać podobne
fałszywe informacje. Korzystaj tylko z odpowiednich kont Twittera, a otrzymasz
linki do fałszywych witryn i podejrzanych organizacji podających zmyślone dane
statystyczne. Znajdziesz też przyjaciół, którzy w nie wierzą. Jeżeli chcesz,
możesz zamieszkać w bańce mydlanej całkowicie oderwanej od jakiejkolwiek
rzeczywistości poza tą stworzoną przez blogerów ze skrajnej prawicy, lewicowych
anarchistów albo spin doktorów z Kremla.
Wielu z wymyślających takie
rzeczy ma określone cele, jak wybór Trumpa albo rekrutacja ochotników do
Państwa Islamskiego. Jednak długofalowe skutki dezinformacji są poważniejsze;
prowadzi ona do cynizmu i apatii. Z czasem spowoduje, że nikt w nic nie będzie
wierzyć. Ludzie przestają się niepokoić kłamstwami Trumpa, Putina lub PI - bo i
tak nie wierzą w to, co czytają. Tyle jest tych śmieciowych informacji, że nie
da się dociec, co jest prawdą.
Nikt jeszcze nie wie, co zrobić
z tą przemianą, bo jak dotąd niewielu ludzi w ogóle pogodziło się z tym, że ona
rzeczywiście zachodzi, ani nie rozumie, w jaki sposób działa. Oto otwarta
przestrzeń dla Zuckerberga: pomóc dziennikarzom, naukowcom, aktywistom i
politykom w przywróceniu realiów w debacie publicznej. Być może powinniśmy się
uczyć "umiejętności czytania mediów" w szkołach; być może potrzeba
nam niezależnych "wskaźników" oceny witryn sieciowych; być może
powinniśmy dążyć do zrozumienia psychologii teoretyków konspiracji. Nie wiemy,
co zadziała, ale są to pytania za 45 miliardów dolarów".
I co o tym myślicie? Brzmi
znajomo, czyż nie ? Czyż nie widzimy, co obecna władza robi w mediach i jak
ludzie łatwo łykają wszystko, nie włączając myślenia ? Ale nie jest to
domena nasza polska, jak widać, dotyka ona wszystkie rozwinięte i rozwijające
się kraje. Kto to powstrzyma? Ku czemu zmierzamy ? Perspektywa jest
straszna.
PS.
Z dniem dzisiejszym usunęłam konto na FB- nie mam na to kurwa siły, moje życie będzie ciut spokojniejsze.