czwartek, 27 sierpnia 2015

a mi jest szkoda tęczy



Przykro mi.
To był piękny symbol tak potrzebnej nam tolerancji.
Myślę, że jednak  przez te trzy lata dużo dobrego zrobiła.
Pozwoliła chociaż po części  oswoić problem niektórym nieoswojonym.
Jej kilkukrotne  spalenie paradoksalnie odniosło odwrotny skutek, niż podpalacze mogli podejrzewać.
I to miejsce, Plac Zbawiciela, jakże symboliczny wymiar nadawał tej genialnej w swej prostocie instalacji.
Lepszego nie będzie.

To zdjęcie wymownie mówi o nas  jako społeczeństwie.
Nie ma wiele wolności dla inności.
Palimy symbol równości i tolerancji w sąsiedztwie miejsca kultu, które obłudnie karmi nas hasłami miłości wobec bliźniego.
Szkoda.
Ile czasu musi upłynąć, by nikt nie uzurpował sobie prawa do narzucania innym swojego światopoglądu.
Smutne to.

sonic


*zdjęcia z neta

wtorek, 25 sierpnia 2015

wszyscy mówią o jesieni, a ja nie ;)

skojarzenia z moją urlopową pogodą oczywiste 
i z tym co nas może czekać, i to już niedługo ;)


Wczoraj słuchając audycji radiowej muzo.fm wkurzyłam się, bo jakiś beznadziejny redaktorzyna ( niestety takich tam większość, ale muzyka ok ) wypluwając z siebie dziwny słowotok, najwyraźniej improwizując, i to do tego stopnia, że chyba sam nie wiedział, co za chwilę powie, poinformował mnie, ze przecież już mamy jesień. Jak to drogi redaktorze? Bo ani kalendarzowej, ani tym bardziej astronomicznej jesieni nie ma, a wręcz na przeciwko ( hehe)- piękny sierpniowy dzień to był, słońce wysoko, 27 stopni ciepła, ja w wydekoltowanej letniej sukience, na stopach rzemyki, oczy schowane za ciemnymi okularami, a ten cymbał coś mi wmawia. W ogóle nie lubię, jak mi się coś wmawia, a wmawiają mi co dziennie. W każdym razie starają się, ale ja się nie dam, bo żyję w pięknym kraju, który się rozwija, może powoli, może kuleje, może zbacza w ślepe uliczki, ale brnie do przodu. 
I wiem, że gdzie indziej lepiej, ładniej, bogaciej, bo i start mieli lepszy, lub nawet startować nie musieli i nawet to, że jest mi ciężko, że walczę o swój byt, to nie znaczy, że widzę wszędzie tylko zgliszcza i ruiny.
 Bardziej się boję, że lada moment mogę zobaczyć jesień średniowiecza.
 Ale nie miałam pisać o jesieni!!! 
No więc, czytam. Dużo czytam, ale jednej książki skończyć nie mogę. W międzyczasie przeczytałam kilka innych i znów do niej wracam, bo zamierzam doczytać ją do końca, ale ..
Po przeczytaniu 500 stron doszłam do wniosku, że  akcja wlecze się jak flaki z olejem, że schemat non stop się powtarza, że bohaterowie jeżdżą tam i z powrotem i niewiele z tego wynika i niby następują jakieś powolne zmiany historyczne i niby pewna mistyka w tle pozwala spojrzeć na losy bohaterów przez inny pryzmat, ale suma summarum czuję się zawiedziona. Tym bardziej, że słuchałam fragmentów tej powieści  w radiowej "Trójce", a czytał je zacny Peszek i chyba tak wybrali te teksty, że książka wydawała się ciekawsza niż jest w rzeczywistości. 
Tematyka  religii żydowskiej i jej "odszczepieńców" jest bardzo interesująca, przedstawione z niezwykłym pietyzmem ich zwyczaje, kultura, obrzędy i ich losy w Polsce i w pozostałych krajach ich tułaczki pozwala nam wyobrazić sobie jak wiele przeszli, ale zostało to niemiłosiernie rozciągnięte do tysiąca stron, spokojnie o połowę za dużo.  Wiele się też można dowiedzieć o tym dlaczego tak, a nie inaczej byli traktowani w Polsce przez możnowładców i kler i kto miał w tym interes i jaki, oraz jaki to ma wpływ na dzisiejsze postrzeganie przez nas Żydów. Niestety smutne wnioski z tego płyną i obawiam się, że przez stulecia niewiele nasza mentalność się zmieniła, ale tu muszę znów zamilczeć, bo temat wizji jesieni średniowiecza  znów powróci, a miało nie być o jesieni ani słowa .
Książka, którą męczę aż zmęczę, to"Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk 
Ciekawa jest waszej opinii o tej pozycji, bo wiem, że kilka osób też ją zakupiło.

Dzisiaj pada i jest to piękny letni deszcz, który daje trochę oddechu i życiodajnej wody
 umęczonej suszą ziemi.

Ciepło pozdrawiam :)
sonic

sobota, 22 sierpnia 2015

wakacje nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa


                                       
                                                        Wakacje jak zwykle przy ( nowej) płycie Parov Stelar


                                       

Cisza na blogu mym, kurz i nuda, bo i nastrój mam kiepski. Bardzo cieszyłam się na tegoroczny urlop, liczyłam na to, że moje najmłodsze szczęście popływa w morzu i nacieszy się słońcem. 
Wczasy w Międzyzdrojach niekoniecznie były moimi wymarzonymi, bo meczy mnie ten zgiełk, ta olbrzymia masa ludu, ale jeśli jest pogoda, to można zamknąć oczy, wbić się w piasek i wsłuchiwać w morza szum. 
Niestety, pogodę miałyśmy tylko w dniu przyjazdu i odjazdu.

Całe szczęście, że miałyśmy komfortowe warunki, bo w przeciwnym razie chyba byśmy wróciły.
   Z tego basenu na dachu naszego  apartamentowca Najmłodsza skorzystała tylko 2 razy, 
 bo pogoda, jak  widać na zdjęciu, nie sprzyjała.

Widok z basenu na miasto
i na morze zapierał dech.


Większość dni spędzałyśmy na spacerach





I tak oto sen o wspaniałych wakacjach pękł jak bańka mydlana.
Żal mi Najmłodszej :(


W Uć spacerowałyśmy i chodziłyśmy wieczorami na OFF Piotrkowska



Upały dały się we znaki i Tofficzce 


Z kąpieli można było skorzystać dopiero na basenie w Uć, 
pod warunkiem, że przyszło się po południu, bo i tam były dzikie tłumy


Jedziemy  w przyszłym tygodniu na 3 dni w góry i mam nadzieję, 
że ten wyjazd okaże się łaskawszy o lepszą pogodę. Najmłodsza już pojechała do Wro Polskimbusem sama!!!, taka dzielna z niej dziewczynka i czeka tam na mnie, miło spędzając czas z kuzynką.

Poza tym jakiś marazm blogowy mnie dopadł, prawie nie bywam, a jak bywam, to nie gadam i to nie dlatego, że mi się koleżanki blogowe znudziły, ale jakoś języka w gębie mi brak:/
Dużo czytałam przez te wakacje, trochę oglądałam, sama nie wiem, jak ten okres tak szybko minął, chociaż muszę przyznać, że dwa tygodnie upałów zupełnie mnie unieruchomiły i żyłam od wieczora do wieczora, chociaż w moim mieszkaniu nawet w nocy było 31 stopni.

Za to Noc Perseidów spędziłyśmy z Najmłodszą wspaniale. Pojechałyśmy w nocy razem z Tofficzką za miasto i tam ich wypatrywałyśmy przez jakieś 1,5 godziny. Udało się nam zauważyć po 12 sztuk i 2 z nich były olbrzymie, rozpalone do czerwoności i z warkoczem z tyłu. Coś niesamowitego! Mało tego, po powrocie do domu, zobaczyłam z balkonu  jeszcze jedną taką wielką. Słuchając wiadomości następnego dnia ze zdziwieniem usłyszałam, ze miałyśmy dużo szczęścia, bo Perseidy były w tym roku słabo widoczne i ludzie widzieli raptem po dwie, trzy, a my myślałyśmy, że to nam się nie udało dojrzeć tych stu na godzinę :)
Pozdrawiam Państwa :)
sonic 


a to co potrafią zrobić fani zespołu :)
i pomyśleć, że to już 3 lata, jak puszczałam to u siebie na starym blogu...