piątek, 27 lutego 2015

wylać studenta z kąpielą (w europejskiej piance)


Cisza na blogasku była spowodowana niepewnością, co i jak dalej będzie z Najstarszą. Dostała się na studia II stopnia na swojej uczelni, na tę wymarzoną zabrakło jej 0,14 punktu.
0,14 punktu!!!
Co prawda przyjęli ją tam na studia wieczorowe, a te niby niczym się nie różnią, ale wpis w indeksie jest inny, opinia nie tylko przyszłych pracodawców też może być niezbyt pochlebna ( niezasłużenie), a i płacić trzeba słono :/ Dlatego zrezygnowała tam i póki co studiuje tu.
Te czternaście setnych zadecydowało o tym, że w pierwszym momencie myśleliśmy, że wszystkie plany z przeprowadzką strzeliły w łeb. Na dwa lata.
Szukałyśmy rozwiązań i teraz już wiemy, że są szanse, że po pierwszym semestrze uda się ją przenieść z uczelni na uczelnię, tym bardziej, że są ku temu podstawy.

Niestety nasz system szkolnictwa wyższego został tak idiotycznie ujednolicony z UE, że studia podzielono na dwa etapy- licencjat/ inżynierskie i następnie magisterskie. Na wielu kierunkach studiowanie  II stopnia zależy tylko od chęci studenta, ale są takie, te najbardziej oblegane, że dobre wyniki w nauce, nie mówiąc o zaliczeniu, nie są wystarczającym kryterium, co jest w moim odczuciu nie tylko skandaliczne, co i wielką niegospodarnością i nonsensem.
Państwo edukuje takich studentów, ponosi  przez 3, 5 roku  wielkie koszty finansowe i w połowie zamyka im dalszą drogę do zdobycia wykształcenia i  zawodu.
Najstarsza studiuje architekturę, ale na studia magisterskie aplikują studenci z jej kierunku idący normalnym tokiem oraz  spady z poprzednich lat, z wieczorówki, z architektury wnętrz studiów stacjonarnych i nie, z architektury wnętrz z ASP, z budownictwa chyba też. Nie byłoby problemu, gdyby studenci architektury, którzy obronili inżyniera, mieli zapewnione miejsce, a pozostali kandydaci mogliby się ubiegać o przyjęcie w miarę wolnych miejsc, ale tak nie jest. Wystarczy, że taki dajmy na to student z architektury wnętrz  z ASP ma średnią wyższą o 0,01 punktu, to zajmie miejsce studenta  studiującego na Politechnice, którego zakres wiedzy do przyswojenia był nieporównywalnie większy, a egzaminy dużo trudniejsze.
Wychodzi na to, że na II stopień dostają się nieliczni. Czy ktoś to rozumie? I co ma być dalej z tymi, którzy  naprawdę zrobili bardzo dużo, którzy konsekwentnie i z dużym poświęceniem studiowali i mają całkiem dobre oceny? Nikt ich z tytułem inż. do pracy nie przyjmie, nie mówiąc o ich planach, marzeniach.
A państwo produkuje częściowo wykształconych bezrobotnych, w sumie oszukanych przez niego młodych ludzi.
Tak więc, mimo wysokiej średniej, świetnej obrony pracy inżynierskiej, cieszymy się, że w ogóle udało się dostać na magisterkę. Cała ta sytuacja troszkę położyła się cieniem na naszej skądinąd radości i szczęściu.
W tle tych wydarzeń zaczęłam rozmyślać o tych młodych ludziach, którzy szansę na studiowanie 'bezpłatne" utracili w ten sposób i doszłam do bardzo smutnych wniosków. Nasze państwo w pewien sposób przymusza młodzież do wybierania bardzo złej ścieżki życiowej, ale pewnie w ich młodych, niedojrzałych główkach jedynej możliwej. Oglądałam kiedyś film "Sponsoring", w moim odczuciu bardzo dobry film, który o tym procederze właśnie opowiada, chociaż ma on i inne przesłanie, bo traktuje o nas, ludziach dorosłych i o tym jak się nam rozchodzą nasze małżeńskie/partnerskie drogi. Dane statystyczne mówią, że około 30% studentów i studentek korzysta ze sponsoringu i nie zawsze jest to tylko chęć posiadania modnych ciuchów czy dobrego telefonu, ale coraz częściej właśnie możliwość utrzymania się na studiach czy samej możliwości studiowania. Oczywiście dla większości osób jest to moralnie i psychicznie niemożliwe do zaakceptowania, ale ostrożna bym była w ocenianiu takich młodych, zagubionych ludzi. Kto z nas wie dlaczego to robią, co nimi powoduje, od czego chcą uciec, kogo nie chcą zawieść, komu i dlaczego boją się przyznać do niepowodzenia o jakim ja dzisiaj napisałam? Łatwo potrafię sobie wyobrazić co czuje taka dziewczyna, która wie, że jej samotna matka flaki sobie wypruwała, by wykształcić swoje dziecko, by nie powielało jej ciężkiego, biednego życia, a ona teraz tej mamie ma powiedzieć, że się nie dostała, że nici z wyrzeczeń, że i ją nie czeka nic dobrego w tym kraju. Nie każda też taka młoda osoba może liczyć na wyrozumiałość rodzica, nie każdy też tego rodzica ma.
To nie jest dobre rozwiązanie, to najgorsze z możliwych, ale nie mnie to osądzać. Ja tylko mogę powiedzieć, że nasz system szkolnictwa często do tego doprowadza tych oszukanych przez SYSTEM młodych ludzi. Bo jeśli ktoś dostał się na studia i  zalicza kolejne semestry, często z dobrymi wynikami, powinien mieć prawo te studia ukończyć!
Cieszę się, że mojej córce to się udaje, cieszę się, że gdyby nie dostała się teraz na stacjonarną magisterkę, to dużym kosztem, ale studiowałaby wieczorowo, bo dzisiaj na to mnie stać, chociaż kto wie, co będzie dalej.
Ta sytuacja troszkę przyćmiła naszą radość, ale jeszcze troszkę, a  wszystko wróci do normy, a ja już niedługo znów będę was prosić o kciuki, by zaliczyła wszystko na pięć, a nawet na trzy  ;)

Dobrego weekendu
sonic


sobota, 21 lutego 2015

wiosna? u mnie już tropiki ;)



Na zaprzyjaźnionych blogach pierwsze oznaki przedwiośnia. Dziewczyny sadzą hiacynty, prymulki, szafirki, byleby przywołać wiosnę.
U nas też pachnie hiacyntami, które co rusz wymieniam na nowe. Ten sprawił nam niespodziankę, bo spod liści powoli wyrasta już drugi pąk.

 

 Dzisiaj będąc w Lerła zakupiłam drzewko mandarynkowe, o którym marzyłam już od dawna i tym sposobem mam już w domu lato!
A co?
 Kto marzycielowi  zabroni ? ;)
Drogie było, ale zrobiłam postanowienie w pewnej sprawie i mam zamiar na czymś innym mocno zaoszczędzić.




 Nie mam póki co pomysłu na doniczkę, bo musi być dość wysoka, około 20-25 cm. I jaki kolor dobrać, tym bardziej, że u mnie dość monochromatycznie w domu. Może jakaś stara waza np. cynowa lub porcelanowa ?  
 Muszę też poszperać w necie, jak się opiekować tym drzewkiem.
 Macie może jakieś doświadczenia w tym zakresie ?

Dobrego dnia :)
sonic 

czwartek, 19 lutego 2015

nad biurkiem


Czekamy na wyniki rekrutacyjne Najstarszej, jutro się wszystko okaże. Od  tego gdzie będzie dalej studiować, tak naprawdę zależy, jak jej się ułoży dalsze życie. Co ma, być to będzie, obie uczelnie są dobre, tyle że posiadacz jej serca mieszka  w Mieście ;)

Skoro więc w temacie nauki, to wrzucam zdjęcia aranżacji ścian nad biurkiem, bo to jest bardzo ważne, na co się nawet mimowolnie patrzymy przez kilka godzin dziennie. Wiem co mówię, bo gdy zaaranżowałam swoją ścianę, to przez kilka dni było mi z tym bardzo miło :) Moja jest jeszcze niedokończona, potrzebuję dwie grafiki, ale już mam pomysł. 
A co wisi nad Waszymi biurkami?



                                                  u mnie nad biurkiem :)
















   zdjęcia z Pinterest

cieplutko pozdrawiam
sonic

niedziela, 15 lutego 2015

fryzura i koza


Piękna dziewczyna z tego teledysku zainspirowała mnie do ścięcia moich dość długich włosów.
Dużo nie ryzykuję, bo włosiska rosną na mnie jak na psie - szybko ;)
Trochę się boję, że stracę na wygodzie, bo dotychczas wystarczała spinka-klamra i nieład był w ładzie, ale chyba jednak zaryzykuję.
Odstresowałam się w Mieście, co prawda byłyśmy tam tylko 3 dni, ale zawsze coś. Jutro idę załatwić bardzo ważną sprawę dla Najstarszej i czas wracać do rzeczywistości:/ Skrzeczy, warczy i straszy, ale trza ją jak byka za rogi złapać.



**************

Marzy mi się koza ;)






Dobrego tygodnia:)
sonic 

środa, 11 lutego 2015

5 !

Mam w domu inżyniera ! :)
Na tym mogłabym skończyć, ale muszę, muszę się pochwalić :)
Po obronie i egzaminie ustnym komisja się naradzała, a gdy już zaproszono Najstarszą na ogłoszenie wyniku i ona weszła z kwiatami, a właściwie naręczem róż dla całej komisji, to ktoś otworzył drzwi, więc z zapartym tchem podglądałam tę scenę. Nie słyszałam dokładnie co mówiono, ale nagle zobaczyłam jak mojej córce piękny uśmiech rozświetla twarz i jak cała szczęśliwa przytakuje słowom egzaminatorów. To wyglądało tak, jakby ona te kwiaty otrzymała w nagrodę ;)
Potem kolejno podchodziła do nich i dziękując wręczała im bukiety róż. To była piękna scena, a już gdy zobaczyłam, że Recenzent całuje jej dłoń, to łzy pociekły mi ciurkiem. Wiedziałam już, że jest dobrze. Po chwili wyszedł Promotor i gdy powiedział mi, że mam córkę na 5 to .. no cóż  ledwo wydukałam słowo "dziękuję " i musiałam się odwrócić, bo łez nijak powstrzymać nie potrafiłam. Ale to nie koniec:) Po chwili, gdy już obie wychodziłyśmy, natknęłyśmy się na Recenzenta i drugą egzaminatorkę i na moje podziękowanie za córkę, oni aż się żachnęli i z uśmiechem powiedzieli mi, że  nie mam za co dziękować, bo to zaszczyt mieć taką córkę i powinnam być z niej dumna!
I jestem, bardzo jestem dumna, tym bardziej, że recenzja jej pracy to był  jeden wielki pean :)
Jestem szczęśliwa, jak nie wiem co :)

Dziękuję córeczko :***

sonic


wtorek, 10 lutego 2015

Hamletowskie rozterki


Jutro Najstarsza ma obronę pracy inżynierskiej.
Co tu dużo mówić, jest w niezłym stresie:/
Wczoraj byłam w aptece  i zakupiłam jej dwa różne specyfiki i dzisiaj rano, w kuchni, rozegrała się taka oto scenka:
Córcia bierze ze stołu listek ze specyfikiem, wypakowuje jedną małą tebleteczkę
-Na rozum, czy na nerwy?- pytam czujnie
-Na rozum. Na nerwy wezmę jutro- odpowiada ze śmiechem Najstarsza

 To ja coś  na serce poproszę :)

sonic

PS.
Żeby nie było, że człowiek tylko nerwami żyje, to wrzucam prosty sposób na mule, które wyszły mi przepyszne.
Dzisiaj w Lidlu kupiłam świeże mule( po 9,99 zł/kg !) i w ten sposób miałam w 10 minut gotowy obiad.

1 kg świeżych muli
5 łyżek oliwy z oliwek
1 łyżka masła
3 szalotki- pokrojonej  w półplasterki
4 posiekane ząbki czosnku
1 duża natka pietruszki
1 szklanka białego półsłodkiego wina- ja użyłam niemieckiego Liebfraumilch

Należy zwracać uwagę, aby małże były zamknięte. Jeśli są otwarte, często oznacza to, że są martwe. Można to najlepiej sprawdzić stukając muszelką o blat stołu. Jeśli małża się zamknie, to znaczy, że jest żywa. Jeśli się nie zamknie, należy ją wyrzucić. Najmłodsza miała przy tym wielką  zabawę, ale troszkę też się bała, gdy tak stukałyśmy każdą małżą o blat.

Muszelki były czyste, jeśli takie nie są należy je wyszorować i oderwać wystające nitki- bisiory. Następnie wymoczyć je w wodzie około 20 minut, a później odsączyć i suszyć na sicie.

Do rondla wlać oliwkę, dodać masło i na nich zeszklić szalotkę z czosnkiem. Gdy już czujemy piękny zapach, a cebulka jest szklista, dodajemy posiekaną natkę pietruszki. Po minucie wlewamy szklankę wina, doprowadzamy do wrzenia i wrzucamy mule. Całość gotujemy na silnym ogniu i co chwilę potrząsamy rondlem, aby małże równomiernie miały dostęp do sosu i mogły się w nim dusić. Na koniec tylko raz dokładnie zamieszać, przykryć na minutę, zagotować i ściągnąć z ognia.   Małże nieotwarte należy wyrzucić!

Podać w głębokim talerzu z otrzymanym sosem i świeżą bagietką :)

piątek, 6 lutego 2015

Mówisz, masz :)


Wczoraj byłam z Najstarszą w butiku, gdzie właścicielka ma fajne, nietuzinkowe ciuchy. Gdy już tam wejdę, to na ogół z czymś wyjdę. Tym razem to córcia przymierzała pewną rzecz, a sprzedawczyni zachwalając, poprawiając na niej ubranie w pewnym momencie powiedziała: to taki fajny FIFRACZEK. 
Uśmiechnęłam się słysząc to słowo, bo bardzo je lubię, a tak dawno nie tylko go nie słyszałam, ale i sama nie używałam. Są takie słowa, które lubimy, które przypominają nam dawne czasy, bądź ludzi, którzy je używali, a których już wśród nas nie ma. Inne zaś używamy nadal, ale są rzadko spotykane lub znane w mniejszych społecznościach, środowiskach czy regionach kraju. Czyż nie warto je chronić przed zapomnieniem, zwłaszcza w czasach postępu technologicznego, który zasypuje nas dziwnymi słowami, które nijak nie są romantyczne i coraz bardziej wydają się nieprzystępne ?
Do takich słów należą u mnie np. cipkała, przylipka czy wspomniany fifraczek. Ciekawa jestem czy znacie znaczenie tych słów ?
Ciekawa  jestem też Waszych ulubionych określeń czy nazw przedmiotów.

****
Napisałam kilka dni temu post o płatkach róż, no i ... dostałam paczkę od Panterki,
poprzedzoną mailem pt.:" mówisz, masz", a w niej :

Teraz w domu pachnie lawendą, ciałko mam wymoczone w różanej piance, a i jak mnie coś wnerwi to i główkę mogę sobie pomasować, no może nie panterkową,  ale tygrysią maścią :) Do tego spoglądają na mnie teraz czujnie  i obserwują każdy mój ruch- Miećka z  Bułecką i Kirunią. 
Aniu, pięknie dziękuję :***
♥♥♥
To bardzo miła niespodzianka, chociaż żałuję, że nie napisałam posta, że lubię mercedesy ;)

Miłego dnia 
sonic 


środa, 4 lutego 2015

3 dni na plusie, 3 dni na minusie



Mimo wszystko i wbrew prawom księgowym bilans jest na plusie.
W piątek rano wyjechałam z córcią w góry. Pogoda nam dopisała jak na zamówienie, bo w pierwszego dnia, aż do nocy padał śnieg i były to olbrzymie opady. Miasteczko wręcz tonęło w białym puchu, a że wieczorem był kulig, to wszystko pięknie przypasowało. Córcia była zachwycona sanną, ale gdy już dojechałyśmy do  szałasów, gdzie czekała na nas góralska muzyka i takież specjały, to stwierdziła, że to nie jej klimaty, w sensie, że to nie TA muzyka. 
No cóż, w jej wieku też bym nie czuła do niej  większego entuzjazmu ;) 
Następnego dnia przywitało nas niebieskie niebo i piękne słońce, więc zgodnie  z daną jej obietnicą poszłyśmy na stok, gdzie Najmłodsza pierwszy raz w życiu ubrała na nogi narty i pod okiem instruktora pojechała wyciągiem na górkę. Byłam pełna podziwu, że się nie bała. Zjechała po godzinie umęczona, ale szczęśliwa. Pełna zapału zamówiła sobie p. Wojtka na dzień następny. W sumie się jej  nie dziwię, bo instruktor był nie tylko niezwykle miły, ale i wyjątkowo urodziwy, aż sama się zastanawiałam, czy go sobie nie wykupić.  Najlepiej na wynos ;P
Później troszkę pozwiedzałyśmy, oczywiście objadłyśmy się oscypków żurawiną, kwaśnicy, a ja grzańca sobie też nie oszczędziłam.
Wieczorem była impreza z moimi znajomymi, a następnego dnia powtórka z rozrywki- stok, spacer, obiad i powrót wieczorem.
Wyjazd naprawdę był bardzo udany, za to po powrocie miałam niezłą jazdę.
Nie, nie na nartach.
To ząb mnie przeczołgał i okazało się, że jedyne co można zrobić, to go usunąć. Nie chcę nawet pisać, jak to się potoczyło i jaki błąd popełniła dentystka, która ponadto nie dała mi antybiotyku i Ketonalu. Skończyło się tak, że wczoraj rano, po nieprzespanej z bólu nocy, nie poznałam się w lustrze, miałam kwadratową faciatę i wyglądałam koszmarnie. Popędziłam do niej ponownie, ona ściągnęła szwy, dała mi leki i stwierdziła, że muszę  lodem okładać policzek, bo mi ta opuchlizna nie zejdzie.
Jakbym już tak miała wyglądać do końca życia, to bym z domu więcej nie wyszła:)
Dzisiaj jest lepiej, powoli przypominam samą siebie.
 A teraz z bólem serca udaję się w kierunku szafy, co by w niej zrobić porządek generalny i wyrzucić większość ciuchów i przydasiów.
Dla mnie takie układanie ubrań w szafie jest gorsze niż wojna. Czy jest ktoś, poza Panterką,  na świecie, kto  to lubi ?



Niech mnie Rozum i Rozsądek nie opuszczają  i sprawią, bym wyrzuciła jak najwięcej przydasiów :)
Amen!!!

sonic